Przejdź do głównej zawartości

#8 Recenzja "Podpalaczka" Stephen King

Hejo!

Stephen King po raz drugi! Za niedługo pewnie będzie trzeci...



Autor: Stephen King

Tytuł polski: Podpalaczka

Tytuł oryginału: Firestarter

Wydawnictwo: Albatros

Liczba stron: 510

Fabuła: Charlie McGee jest z pozoru zwykłym dzieckiem. Ucieleśnienie marzeń matki i ojca, ale jednocześnie ich największy koszmar. Mimo, że to, co działo się z rodzicami kilka lat wcześniej, nie powinno mieć związku z Charlie, w tym przypadku jest inaczej. Na wskutek eksperymentu tzw. "Próba Sześć", którego poddali się jej rodzice, dziewczynka została obdarzona zdolnością pirokinezy, za pomocą której potrafiła rozniecać ogień samą myślą.
Charlie jest poszukiwana przez różne służby, tylko po to, żeby móc przeprowadzić na niej eksperymenty.
Co się stanie z kilkuletnią dziewczynką, która ma problemy z kontrolowaniem swojej mocy? Czy ojcu uda się ją uchronić?

Moja opinia: Nie wiem, dlaczego tak długo zwlekałam z przeczytaniem tej książki. Wiadomo, o Kingu już pisałam w "Cmętarzu zwieżąt", jednak uważam, że powinnam zrobić osobny post, o tym, co sądzę i jak odbieram jego styl pisania i książki. Bo nie znając mojego punktu widzenia, ciężko to zrozumieć. Bo jego książki podobają mi się i nie podobają. Nudzą mnie i ekscytacją.
Ale wracając do "Podpalaczki".
To była książka... intrygująca, jednak nie zachwyciła mnie jakoś szczególnie. Chociaż szczególnie czekałam na końcówkę, bo byłam ciekawa, kto umrze. W jego książkach zawsze ktoś umiera i tym razem byłam na dziewięćdziesiąt procent pewna, że będzie tak samo. No i miałam rację, jednak trochę pomyliłam się przy zgadywaniu kto.
Podczas czytania tej książki czułam lekki związek z "Carrie". Nie wiem czy słusznie, jednak miało to związek, choćby ze strony braku rówieśników, czy wielkiej tragedii. Chyba dlatego ta książka nie była jakimś wielkim zaskoczeniem, bo gdzieś z tyłu głowy miałam myśl, że gdzieś już to było.

Moja ocena: 7.5/10

Komentarze

  1. Trochę wstyd, ale nie czytałam jeszcze żadnej książki Kinga ;/

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Podsumowanie sierpnia 2024

hej hej, to był bardzo intensywny miesiąc, który odbił się na moim wyniku książkowym. W porównaniu z poprzednimi miesiącami przeczytałam tylko 7 książek, ale ogólnie uważam, że to AŻ 7 książek. Pobieżnie je dzisiaj wam przedstawię. Na pierwszy ogień leci "100 dni słońca", o której napisałam recenzję, którą możecie przeczytaj tutaj . Nadal bardzo polecam ⭐ Później przeczytalam "Barwę ciszy", która czekała milion lat na półce. Zaczęłam pisać do niej recenzję, jednak nie udało mi się jej skończyć. Może za niedługo. Ogólnie rzecz biorąc nawet mi się podobała, bo dałam jej 3/5⭐. Było ciężko mi się wkręcić, ale później już trzymała w napięciu i się wkręciłam. Polecam, gdy macie ochotę na thriller z silnymi bohaterami ;) Dalej wleciał całkiem przyjemny romans, tym razem nie young adult. Raczej podchodzę do takich z rezerwą, niezbyt lubię czytać o matkach i żonach ze średnim życiem, które zdradzają/są zdradzane i pojawia się mega gorący romans, który zamyka im klapki na ocz

"Miasto duchów" V.E.Schwab

Hej hej,  dzisiaj pokażę wam jedno z moich zaskoczeń tego roku. Zaczęłam czytam "Miasto duchów" z kompletnego przypadku i trochę przepadłam.  Nie spodziewałam się, że historia dwunastoletniej Cassidy tak mnie zainteresuje. Dziewczynka razem ze swoim przyjacielem Jacobem, który jest duchem, potrafi przechodzić przez Zasłonę, która oddziela świat żywych i umarłych.  Gdy rodzice Cassidy dostają propozycję nakręcenia serialu o nawiedzonych miastach, co jest dla nich szansą, wybierają się do Edynburga, gdzie odbędzie się pierwszy odcinek. Oczywiście miasto wciąga dwunastolatkę i jej przyjaciela w wir fascynujących, ale i niebezpiecznych wydarzeń, z którymi będą musieli się uporać. Postać Cassidy i jej przyjaciela jest fantastycznie wykreowana, czuć, że ma się do czynienia z młodą dziewczynką, bez żadnych podtekstów czy zawirowań. Fabuła skupia się na wprowadzeniu czytelnika w świat, poznając go razem z Cassidy i Jacobem, co jest super i unika dziwnych tłumaczeń skąd co

Balsamy

Hej hej, w związku z nazwą wypadałby, żeby wpadł jakiś beauty post. Będzie on związany z postem na Instagramie, żeby wszystko się ładnie łączyło.  Dzisiaj skupimy się na balsamach. Dla mnie kiedyś każdy krem to było piekło sensoryczne i posmarowanie wiązało się z dużym dyskomfortem. Nienawidziłam uczucia lepkości ciała i każdego paprocha, który się do mnie wtedy przyklejał. Wszystko trochę się zmieniło, kiedy zaczęłam stosować skincare. Może nadal nie jestem największą fanką wielu balsamów, ale teraz już lubię się wysmarować i pięknie pachnieć. Pokażę wam, których używałam ostatnio i krótko napiszę, co o nich sądzę. Na pierwszy ogień pójdzie mój ostatni balsam ze Starej Mydlarni o zapachu drzewa sandałowego. Zapach jest oczywiście przepiękny, utrzymuje się całkiem długo jak na balsam. Super łączy się w mocniejszymi perfumami. Na minus jednak idzie to, jak ciężko się go rozsmarowywuje, zostawia białe smugi, a nie uważam, żebym nakładała go jakoś dużo. Oczywiście nie jest to