Przejdź do głównej zawartości

#10 Recenzja "Latarnik" Henryk Sienkiewicz




Autor: Henryk Sienkiewicz

Tytuł polski/oryginalny: Latarnik

Wydawnictwo: Greg

Liczba stron: 19 (bez opracowania)

Fabuła: Udziały w powstaniach i wojnach, spowodowały, że jedynym marzeniem Skawińskiego było znalezienie spokojnego i bezpiecznego miejsca. Taka okazja trafiła mu się w Aspinwall, niedaleko Panamy w Ameryce Środkowej.Na wskutek nieszczęścia poprzedni latarnik zmarł, a o wysokie wymagania spowodowały, że brakowało ochotników na tą posadę. Jednakże dla zmęczonego życiem żołnierza, ta praca wydawała się ostoją, której tak bardzo mu brakowało.
Skawiński znakomicie wywiązywał się ze swoich obowiązków, jednak pewnego dnia razem z paczkami z żywnością, przyszedł także niezwykły podarunek - dzieło Adama Mickiewicza, Pan Tadeusz. Książka tak zaabsorbowała latarnika, że tracąc poczucie czasu, zasnął, śniąc o swojej Ojczyźnie. Dopiero rano, gdy został obudzony, zdał sobie sprawę, że przez zaniedbanie obowiązków, łódź rozbiła się na skale.
Z tego powodu został zwolniony z posady i rozpoczął nowy okres tułaczki w swoim życiu.

Moja opinia: Uważam, że Latarnik, to nie książka, którą można przeczytać na szybko. Nie, jeśli chce się ją zrozumieć. Z powodu małej ilości dialogów trzeba się skupić, by mieć w ogóle pojęcie o czym jest mowa w tekście.
Dzięki tej noweli poznajmy uczucia i emocje jakie towarzyszą byłemu żołnierzowi książka, która jest dla niego jak powrót do Ojczyzny - Polski, za którą tak bardzo tęsknił. Przyznam, że gdy zaczęłam czytać Inwokację Pana Tadeusza, to zaczęłam płakać razem z nim.
Uważam, że na tyle lektur szkolnych jakie przeczytałam, ta wzbudziła we mnie największe emocje. A przecież ma tylko dziewiętnaście stron.

Moja ocena: 8,5/10

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Podsumowanie sierpnia 2024

hej hej, to był bardzo intensywny miesiąc, który odbił się na moim wyniku książkowym. W porównaniu z poprzednimi miesiącami przeczytałam tylko 7 książek, ale ogólnie uważam, że to AŻ 7 książek. Pobieżnie je dzisiaj wam przedstawię. Na pierwszy ogień leci "100 dni słońca", o której napisałam recenzję, którą możecie przeczytaj tutaj . Nadal bardzo polecam ⭐ Później przeczytalam "Barwę ciszy", która czekała milion lat na półce. Zaczęłam pisać do niej recenzję, jednak nie udało mi się jej skończyć. Może za niedługo. Ogólnie rzecz biorąc nawet mi się podobała, bo dałam jej 3/5⭐. Było ciężko mi się wkręcić, ale później już trzymała w napięciu i się wkręciłam. Polecam, gdy macie ochotę na thriller z silnymi bohaterami ;) Dalej wleciał całkiem przyjemny romans, tym razem nie young adult. Raczej podchodzę do takich z rezerwą, niezbyt lubię czytać o matkach i żonach ze średnim życiem, które zdradzają/są zdradzane i pojawia się mega gorący romans, który zamyka im klapki na ocz

"Miasto duchów" V.E.Schwab

Hej hej,  dzisiaj pokażę wam jedno z moich zaskoczeń tego roku. Zaczęłam czytam "Miasto duchów" z kompletnego przypadku i trochę przepadłam.  Nie spodziewałam się, że historia dwunastoletniej Cassidy tak mnie zainteresuje. Dziewczynka razem ze swoim przyjacielem Jacobem, który jest duchem, potrafi przechodzić przez Zasłonę, która oddziela świat żywych i umarłych.  Gdy rodzice Cassidy dostają propozycję nakręcenia serialu o nawiedzonych miastach, co jest dla nich szansą, wybierają się do Edynburga, gdzie odbędzie się pierwszy odcinek. Oczywiście miasto wciąga dwunastolatkę i jej przyjaciela w wir fascynujących, ale i niebezpiecznych wydarzeń, z którymi będą musieli się uporać. Postać Cassidy i jej przyjaciela jest fantastycznie wykreowana, czuć, że ma się do czynienia z młodą dziewczynką, bez żadnych podtekstów czy zawirowań. Fabuła skupia się na wprowadzeniu czytelnika w świat, poznając go razem z Cassidy i Jacobem, co jest super i unika dziwnych tłumaczeń skąd co

Balsamy

Hej hej, w związku z nazwą wypadałby, żeby wpadł jakiś beauty post. Będzie on związany z postem na Instagramie, żeby wszystko się ładnie łączyło.  Dzisiaj skupimy się na balsamach. Dla mnie kiedyś każdy krem to było piekło sensoryczne i posmarowanie wiązało się z dużym dyskomfortem. Nienawidziłam uczucia lepkości ciała i każdego paprocha, który się do mnie wtedy przyklejał. Wszystko trochę się zmieniło, kiedy zaczęłam stosować skincare. Może nadal nie jestem największą fanką wielu balsamów, ale teraz już lubię się wysmarować i pięknie pachnieć. Pokażę wam, których używałam ostatnio i krótko napiszę, co o nich sądzę. Na pierwszy ogień pójdzie mój ostatni balsam ze Starej Mydlarni o zapachu drzewa sandałowego. Zapach jest oczywiście przepiękny, utrzymuje się całkiem długo jak na balsam. Super łączy się w mocniejszymi perfumami. Na minus jednak idzie to, jak ciężko się go rozsmarowywuje, zostawia białe smugi, a nie uważam, żebym nakładała go jakoś dużo. Oczywiście nie jest to