Przejdź do głównej zawartości

#12 "Wiśniowe serce" Cathy Cassidy



Autor: Cathy Cassidy

Tytuł polski: Wiśniowe serce

Tytuł oryginału: Cherry Crush. The Chocolate Box Girls, Book I

Wydawnictwo: IUVI

Liczba stron: 280

Bohaterowie:

Cherry Costello - główna bohaterka

Paddy - tata Cherry

Kiko - zmarła mama Cherry

Charlotte - dziewczyna Paddy'ego, była żona Grega, mama Coco, Skye, Summer i Honey

Greg - były mąż Charlotte, tata Coco, Skye, Summer i Honey

Coco, Skye, Summer, Honey - siostry, do których dołącza Cherry

Opis: Trzynastoletnia Cherry Costello jest marzycielką, która czasem nie potrafi odróżnić prawdy od fikcji. W szkole nie należy do "elity", nie dogaduje się z koleżankami, a nauczyciele nie darzą jej szczególną sympatią. Wychowuje ją jej ojciec, ponieważ w wieku czterech lat zmarła jej mama.

Jednak w życiu Cherry następuje gwałtowna zmiana i razem z ojcem przeprowadzają się do jego dziewczyny. Teraz razem z rodziną Tanberry mieszają na szczycie nadmorskiego klifu, ale sprawa się komplikuje, gdy Cherry zaczyna się zakochiwać w chłopaku jednej z przybranych sióstr. A ta wcale nie jest z tego powodu zachwycona i robi wszystko, by wyeliminować konkurencję.

Podczas rozkręcania czekoladowo-rodzinnego biznesu, Cherry musi dokonać wyboru pomiędzy jej niezbyt przyjazną siostrą lub jej pełnym uroku chłopakiem.

Moja opinia: Z reguły nie sięgam po książki młodzieżowe, niezbyt lubię czytać pozycje, w których są utarte schematy.
W tej książce było inaczej, chociaż w momentach, gdy ktoś mówił o kłamstwie Cherry lub ją na nim przyłapywał, czułam się chyba tak samo zażenowana jak ona. Trochę denerwowała mnie postać Honey, co w sumie rozumiem, raczej takie było jej "zadanie". Myślę, że mało było o Charlotte, niezbyt się z nią zaznajomiłam, ale wynagrodziły mi to inne wątki, więc mogę przymknąć na to oko.
No i ta końcówka! Wyobrażałam ją sobie całkiem ianczej, a ta pozostawiła tylko niedosyt.

Moja ocena: 8,5/10



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Podsumowanie sierpnia 2024

hej hej, to był bardzo intensywny miesiąc, który odbił się na moim wyniku książkowym. W porównaniu z poprzednimi miesiącami przeczytałam tylko 7 książek, ale ogólnie uważam, że to AŻ 7 książek. Pobieżnie je dzisiaj wam przedstawię. Na pierwszy ogień leci "100 dni słońca", o której napisałam recenzję, którą możecie przeczytaj tutaj . Nadal bardzo polecam ⭐ Później przeczytalam "Barwę ciszy", która czekała milion lat na półce. Zaczęłam pisać do niej recenzję, jednak nie udało mi się jej skończyć. Może za niedługo. Ogólnie rzecz biorąc nawet mi się podobała, bo dałam jej 3/5⭐. Było ciężko mi się wkręcić, ale później już trzymała w napięciu i się wkręciłam. Polecam, gdy macie ochotę na thriller z silnymi bohaterami ;) Dalej wleciał całkiem przyjemny romans, tym razem nie young adult. Raczej podchodzę do takich z rezerwą, niezbyt lubię czytać o matkach i żonach ze średnim życiem, które zdradzają/są zdradzane i pojawia się mega gorący romans, który zamyka im klapki na ocz

"Miasto duchów" V.E.Schwab

Hej hej,  dzisiaj pokażę wam jedno z moich zaskoczeń tego roku. Zaczęłam czytam "Miasto duchów" z kompletnego przypadku i trochę przepadłam.  Nie spodziewałam się, że historia dwunastoletniej Cassidy tak mnie zainteresuje. Dziewczynka razem ze swoim przyjacielem Jacobem, który jest duchem, potrafi przechodzić przez Zasłonę, która oddziela świat żywych i umarłych.  Gdy rodzice Cassidy dostają propozycję nakręcenia serialu o nawiedzonych miastach, co jest dla nich szansą, wybierają się do Edynburga, gdzie odbędzie się pierwszy odcinek. Oczywiście miasto wciąga dwunastolatkę i jej przyjaciela w wir fascynujących, ale i niebezpiecznych wydarzeń, z którymi będą musieli się uporać. Postać Cassidy i jej przyjaciela jest fantastycznie wykreowana, czuć, że ma się do czynienia z młodą dziewczynką, bez żadnych podtekstów czy zawirowań. Fabuła skupia się na wprowadzeniu czytelnika w świat, poznając go razem z Cassidy i Jacobem, co jest super i unika dziwnych tłumaczeń skąd co

Balsamy

Hej hej, w związku z nazwą wypadałby, żeby wpadł jakiś beauty post. Będzie on związany z postem na Instagramie, żeby wszystko się ładnie łączyło.  Dzisiaj skupimy się na balsamach. Dla mnie kiedyś każdy krem to było piekło sensoryczne i posmarowanie wiązało się z dużym dyskomfortem. Nienawidziłam uczucia lepkości ciała i każdego paprocha, który się do mnie wtedy przyklejał. Wszystko trochę się zmieniło, kiedy zaczęłam stosować skincare. Może nadal nie jestem największą fanką wielu balsamów, ale teraz już lubię się wysmarować i pięknie pachnieć. Pokażę wam, których używałam ostatnio i krótko napiszę, co o nich sądzę. Na pierwszy ogień pójdzie mój ostatni balsam ze Starej Mydlarni o zapachu drzewa sandałowego. Zapach jest oczywiście przepiękny, utrzymuje się całkiem długo jak na balsam. Super łączy się w mocniejszymi perfumami. Na minus jednak idzie to, jak ciężko się go rozsmarowywuje, zostawia białe smugi, a nie uważam, żebym nakładała go jakoś dużo. Oczywiście nie jest to