Przejdź do głównej zawartości

#22 "Gwiazd naszych wina" John Green


Autor: John Green

Tytuł polski: Gwiazd naszych wina 

Tytuł oryginalny: The Fault in Our Stars 

Wydawnictwo: Bukowy Las

Liczba stron: 320

Opis: Hazel Grace choruje na raka, a terapia, na którą uczęszcza daje jej perspektywę tylko paru lat, a nie całkowitego wyleczenia, jednak na spotkaniu grupy wsparcia poznaje Augustusa Waltersa, który trochę namiesza w życiu dziewczyny.


Moja opinia:  O jeju, ciężko mi obiektywnie zmierzyć się w tą książką. Subiektywnie zresztą też. 
Do książek Johna Greena zawsze podchodzę bardzo rozważnie. "Żółwie aż do końca" mnie nie porwał, więc uprzedziłam się do reszty książek. Czy dobrze?
Ano właśnie nadal nie wiem. 
"Gwiazd naszych wina" nie była złą książką, Było mi przykro, parę razy się zaśmiałam, ogólnie czas przy niej spędzony nie jest czasem zmarnowanym, ALE gdyby nie akcja czytelnicza, którą organizuję z paroma dziewczynami (która ciągle trwa i co miesiąc jest inna książka, więc zapraszam/y!) pewnie sama bym jej nie przeczytała. Nie lubię książek, w których jest smutny koniec, które dotykają ciężkich tematów. Czy to sprawia, że jestem hipokrytką? Chyba tak, bo opowiadania na wattpadzie głównie takie czytam.
Ale muszę przyznać duży plus jednemu elementowi tej książki, a mianowicie - bohaterom. Często zdarza mi się, że nie umiem się polubić z główną bohaterką, a tutaj Hazel była miodem na moje serce, tak samo jak Augustus. Gdybym miała wybierać jedną, uroczą, książkową parę na pewno byliby to właśnie oni.

Moja ocena: 7,5/10

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Podsumowanie sierpnia 2024

hej hej, to był bardzo intensywny miesiąc, który odbił się na moim wyniku książkowym. W porównaniu z poprzednimi miesiącami przeczytałam tylko 7 książek, ale ogólnie uważam, że to AŻ 7 książek. Pobieżnie je dzisiaj wam przedstawię. Na pierwszy ogień leci "100 dni słońca", o której napisałam recenzję, którą możecie przeczytaj tutaj . Nadal bardzo polecam ⭐ Później przeczytalam "Barwę ciszy", która czekała milion lat na półce. Zaczęłam pisać do niej recenzję, jednak nie udało mi się jej skończyć. Może za niedługo. Ogólnie rzecz biorąc nawet mi się podobała, bo dałam jej 3/5⭐. Było ciężko mi się wkręcić, ale później już trzymała w napięciu i się wkręciłam. Polecam, gdy macie ochotę na thriller z silnymi bohaterami ;) Dalej wleciał całkiem przyjemny romans, tym razem nie young adult. Raczej podchodzę do takich z rezerwą, niezbyt lubię czytać o matkach i żonach ze średnim życiem, które zdradzają/są zdradzane i pojawia się mega gorący romans, który zamyka im klapki na ocz

"Miasto duchów" V.E.Schwab

Hej hej,  dzisiaj pokażę wam jedno z moich zaskoczeń tego roku. Zaczęłam czytam "Miasto duchów" z kompletnego przypadku i trochę przepadłam.  Nie spodziewałam się, że historia dwunastoletniej Cassidy tak mnie zainteresuje. Dziewczynka razem ze swoim przyjacielem Jacobem, który jest duchem, potrafi przechodzić przez Zasłonę, która oddziela świat żywych i umarłych.  Gdy rodzice Cassidy dostają propozycję nakręcenia serialu o nawiedzonych miastach, co jest dla nich szansą, wybierają się do Edynburga, gdzie odbędzie się pierwszy odcinek. Oczywiście miasto wciąga dwunastolatkę i jej przyjaciela w wir fascynujących, ale i niebezpiecznych wydarzeń, z którymi będą musieli się uporać. Postać Cassidy i jej przyjaciela jest fantastycznie wykreowana, czuć, że ma się do czynienia z młodą dziewczynką, bez żadnych podtekstów czy zawirowań. Fabuła skupia się na wprowadzeniu czytelnika w świat, poznając go razem z Cassidy i Jacobem, co jest super i unika dziwnych tłumaczeń skąd co

Balsamy

Hej hej, w związku z nazwą wypadałby, żeby wpadł jakiś beauty post. Będzie on związany z postem na Instagramie, żeby wszystko się ładnie łączyło.  Dzisiaj skupimy się na balsamach. Dla mnie kiedyś każdy krem to było piekło sensoryczne i posmarowanie wiązało się z dużym dyskomfortem. Nienawidziłam uczucia lepkości ciała i każdego paprocha, który się do mnie wtedy przyklejał. Wszystko trochę się zmieniło, kiedy zaczęłam stosować skincare. Może nadal nie jestem największą fanką wielu balsamów, ale teraz już lubię się wysmarować i pięknie pachnieć. Pokażę wam, których używałam ostatnio i krótko napiszę, co o nich sądzę. Na pierwszy ogień pójdzie mój ostatni balsam ze Starej Mydlarni o zapachu drzewa sandałowego. Zapach jest oczywiście przepiękny, utrzymuje się całkiem długo jak na balsam. Super łączy się w mocniejszymi perfumami. Na minus jednak idzie to, jak ciężko się go rozsmarowywuje, zostawia białe smugi, a nie uważam, żebym nakładała go jakoś dużo. Oczywiście nie jest to