Przejdź do głównej zawartości

#24 "Dziesięć tysięcy drzwi" Alix E. Harrow


Autor: Alix E. Harrow 

Tytuł polski: Dziesięć tysięcy drzwi 

Tytuł oryginalny: The Ten Thousand Doors of January 

Wydawnictwo: IUVI

Liczba stron: 462

Opis: January Scaller zamieszkuje wypełnioną egzotycznymi przedmiotami rezydencję pana Locke'a, gdzie zbyt często czuje się jak jeden z osobliwych eksponatów. Nigdy nie poznała swojej matki, a ojciec wyrusza na dalekie wyprawy, więc opiekę nad nią sprawuje wyżej już wspomniany pan Locke. Dziewczynka pomimo zapewnionego dostatku czuje się nieswojo i samotnie w wielkiej rezydencji. Pewnego razu jednak natrafia na książkę "Dziesięciu tysięcy drzwi", właśnie, dzięki której przed January otworzą się drzwi do światów, o których nie miała pojęcia i zacznie poszukiwać swojego własnego ja.

Moja opinia: O mój, było mi ciężko się zabrać za recenzję tej książki, ale oto jestem, aby napisać wam o niej parę słów.
Chciałam trochę pomarudzić, że akcja dzieje się wolno, jednak przemyślałam sprawę i chyba jest to tylko i wyłącznie moja wina – szybko się nudzę, a na przeszło 450 stron nie było możliwym, żeby trochę się nie zanudzić. Najcięższy był początek, jak zwykle. Wprowadzenie do całej historii trochę mnie zmęczyło i trochę chciałam zrezygnować, ale to, co działo się później zdecydowanie mi to wynagrodziło. Gdy wyjaśniło się połączenie January z książką miałam gęsią skórkę :O. Ta pozycja zdecydowanie ma swój klimat i po przebrnięciu przez początek, prawie się przez nią płynie. W historii January widać siłę i niezależność kobiet, ich zaradność w trudnych chwilach i potrzebę wolności.
Osobiście myślałam, że ta pozycja mi się nie spodoba – że będzie nuda, że będzie się ciągnąć, że January będzie irytująca, a sama lektura za ciężka.
Nie było tak, co pewnie już zdążyliście wywnioskować. Dlatego od siebie bardzo polecam "Dziesięć tysięcy drzwi" - specyficzną, ale wartą.

Moja ocena: 9.5/10

Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Podsumowanie sierpnia 2024

hej hej, to był bardzo intensywny miesiąc, który odbił się na moim wyniku książkowym. W porównaniu z poprzednimi miesiącami przeczytałam tylko 7 książek, ale ogólnie uważam, że to AŻ 7 książek. Pobieżnie je dzisiaj wam przedstawię. Na pierwszy ogień leci "100 dni słońca", o której napisałam recenzję, którą możecie przeczytaj tutaj . Nadal bardzo polecam ⭐ Później przeczytalam "Barwę ciszy", która czekała milion lat na półce. Zaczęłam pisać do niej recenzję, jednak nie udało mi się jej skończyć. Może za niedługo. Ogólnie rzecz biorąc nawet mi się podobała, bo dałam jej 3/5⭐. Było ciężko mi się wkręcić, ale później już trzymała w napięciu i się wkręciłam. Polecam, gdy macie ochotę na thriller z silnymi bohaterami ;) Dalej wleciał całkiem przyjemny romans, tym razem nie young adult. Raczej podchodzę do takich z rezerwą, niezbyt lubię czytać o matkach i żonach ze średnim życiem, które zdradzają/są zdradzane i pojawia się mega gorący romans, który zamyka im klapki na ocz

"Miasto duchów" V.E.Schwab

Hej hej,  dzisiaj pokażę wam jedno z moich zaskoczeń tego roku. Zaczęłam czytam "Miasto duchów" z kompletnego przypadku i trochę przepadłam.  Nie spodziewałam się, że historia dwunastoletniej Cassidy tak mnie zainteresuje. Dziewczynka razem ze swoim przyjacielem Jacobem, który jest duchem, potrafi przechodzić przez Zasłonę, która oddziela świat żywych i umarłych.  Gdy rodzice Cassidy dostają propozycję nakręcenia serialu o nawiedzonych miastach, co jest dla nich szansą, wybierają się do Edynburga, gdzie odbędzie się pierwszy odcinek. Oczywiście miasto wciąga dwunastolatkę i jej przyjaciela w wir fascynujących, ale i niebezpiecznych wydarzeń, z którymi będą musieli się uporać. Postać Cassidy i jej przyjaciela jest fantastycznie wykreowana, czuć, że ma się do czynienia z młodą dziewczynką, bez żadnych podtekstów czy zawirowań. Fabuła skupia się na wprowadzeniu czytelnika w świat, poznając go razem z Cassidy i Jacobem, co jest super i unika dziwnych tłumaczeń skąd co

Balsamy

Hej hej, w związku z nazwą wypadałby, żeby wpadł jakiś beauty post. Będzie on związany z postem na Instagramie, żeby wszystko się ładnie łączyło.  Dzisiaj skupimy się na balsamach. Dla mnie kiedyś każdy krem to było piekło sensoryczne i posmarowanie wiązało się z dużym dyskomfortem. Nienawidziłam uczucia lepkości ciała i każdego paprocha, który się do mnie wtedy przyklejał. Wszystko trochę się zmieniło, kiedy zaczęłam stosować skincare. Może nadal nie jestem największą fanką wielu balsamów, ale teraz już lubię się wysmarować i pięknie pachnieć. Pokażę wam, których używałam ostatnio i krótko napiszę, co o nich sądzę. Na pierwszy ogień pójdzie mój ostatni balsam ze Starej Mydlarni o zapachu drzewa sandałowego. Zapach jest oczywiście przepiękny, utrzymuje się całkiem długo jak na balsam. Super łączy się w mocniejszymi perfumami. Na minus jednak idzie to, jak ciężko się go rozsmarowywuje, zostawia białe smugi, a nie uważam, żebym nakładała go jakoś dużo. Oczywiście nie jest to